Czas świąteczny ma w sobie coś wyjątkowego. Tempo wyraźnie zwalnia, dni stają się spokojniejsze, a my częściej pozwalamy sobie na długie wieczory spędzane na kanapie. To moment, w którym sięgamy po seriale odkładane przez cały rok i oglądamy je bez pośpiechu, z większą uważnością.
Właśnie wtedy łatwiej trafiają do nas historie, które nie są tylko rozrywką, ale zostają w głowie i w emocjach na dłużej. „Słowo na R”, serial dostępny na Netflix, jest jednym z tych tytułów. Budzi skrajne emocje i bardzo różne opinie. Dla jednych bywa zbyt ciężki. Dla innych staje się doświadczeniem zaskakująco uwalniającym.
To właśnie ten czas – spokojniejszy, bardziej miękki, z większą ilością ciszy – bywa momentem, w którym takie historie trafiają najmocniej. Kiedy łatwiej pozwolić sobie na oglądanie nie tylko oczami, ale też emocjami.
Historia o tym, co naprawdę dzieje się z człowiekiem po diagnozie…
„Słowo na R” to serial obyczajowy, którego osią jest choroba nowotworowa, ale nie w jej medycznym znaczeniu. Twórcy nie skupiają się na procedurach, wynikach badań ani heroicznych narracjach o walce. Zamiast tego pokazują, co dzieje się w życiu i w głowie po diagnozie.
To opowieść o zmianie perspektywy. O emocjach, które są sprzeczne i często niewygodne. O strachu, złości, poczuciu winy i czarnym humorze. O próbie odzyskania kontroli nad własnym życiem w momencie, gdy jedno słowo wywraca wszystko do góry nogami.
Serial nie próbuje tych emocji porządkować ani uspokajać. Pozwala im istnieć obok siebie. Pokazuje, że po diagnozie można jednocześnie się bać, złościć, śmiać i mieć dość. I że żadna z tych reakcji nie jest „niewłaściwa”.
Cathy – bohaterka, która po diagnozie zaczyna żyć na własnych zasadach
Główną bohaterką czarnej komedii stacji Showtime, dostępnej obecnie na Netflixie, jest Cathy. W tej roli występuje Laura Linney, która wciela się w mieszkającą na przedmieściach żonę i matkę. Jej bohaterka dowiaduje się, że choruje na raka, a diagnoza staje się momentem granicznym.
Cathy postanawia jak najlepiej wykorzystać czas, który jej pozostał, nawet jeśli oznacza to burzenie dotychczasowych schematów i podejmowanie decyzji, na które wcześniej nie miałaby odwagi. Nie dlatego, że nagle staje się odważniejsza. Raczej dlatego, że przestaje mieć siłę, by dalej żyć w sposób, który już jej nie służy.
W trzecim sezonie serialu pojawia się również Susan Sarandon. Aktorka gra kobietę, która została wyleczona z raka i motywuje ludzi do zmiany ich życia. Jej postać nie jest jednak symbolem prostych odpowiedzi ani gotowych recept. To raczej obecność kogoś, kto przeszedł własną drogę i wie, że choroby nie da się zamknąć w motywacyjnych hasłach.
W „Słowie na R” pojawiają się także role gościnne znanych aktorów, między innymi Idris Elba oraz Hugh Dancy. Ich obecność wzmacnia wiarygodność historii i sprawia, że każda postać wnosi do niej coś istotnego.
Dlaczego ten serial dzieli widzów i dlaczego nie każdy odbierze go w ten sam sposób
Czytając recenzje krytyków filmowych, można odnieść wrażenie, że dla wielu z nich „Słowo na R” jest zbyt ciężkim serialem do oglądania dla przyjemności. Pojawia się wtedy pytanie: z jakiej perspektywy ten serial jest oceniany?
Nie sądzę, by większość recenzentów miała doświadczenie bycia pacjentem onkologicznym. I nie jest to zarzut, a raczej próba pokazania, że odbiór tej historii bardzo zależy od miejsca, z którego się ją ogląda.
Dla widza, który nie zetknął się z chorobą nowotworową, serial może być przytłaczający i niewygodny. Dla pacjenta onkologicznego często staje się czymś zupełnie innym.
Z perspektywy pacjentki onkologicznej…
Oglądając „Słowo na R” jako pacjentka onkologiczna, nie miałam poczucia, że muszę być dzielna, wdzięczna ani silna na pokaz. Ten serial daje przyzwolenie na emocje, które nie są estetyczne ani społecznie akceptowane.
Pokazuje, że po diagnozie można mieć myśli, których się wstydzimy. Że można mieć dość bycia silną i zmęczenie ludźmi, którzy chcą dobrze, ale nie zawsze potrafią pomóc. Że można nie umieć udźwignąć własnych emocji ani emocji bliskich.
Szczególnie poruszające jest to, jak serial pokazuje reakcje otoczenia. Choroba nie dotyka tylko jednej osoby. Rozlewa się na relacje, rozmowy przy stole, żarty, ciszę i napięcia. Dezorientuje bliskich i zmienia dynamikę całej rodziny, nawet jeśli nikt nie wie, jak się w tej nowej rzeczywistości odnaleźć.
Czy “Słowo na R” serial dla każdego?
To nie jest serial dla każdego i to jest w porządku.
Jednak dla osób, które same są pacjentami onkologicznymi, dla tych, którzy są blisko kogoś po diagnozie, albo dla widzów szukających prawdziwej opowieści o chorobie nowotworowej bez lukru i wielkich słów, może to być bardzo ważny seans.
Zwłaszcza w tym spokojniejszym czasie, kiedy tempo zwalnia i łatwiej pozwolić sobie na zatrzymanie się oraz refleksję.
„Słowo na R” nie jest serialem, który ma podnieść na duchu.
To serial, który mówi, że nie jesteś w tym sama i że nie musisz niczego udawać.
Jestem ciekawa Waszej opinii.
Jak Wy odebraliście serial „Słowo na R”?
Czy był dla Was trudny, a może – podobnie jak dla mnie – uwalniający?
Ania